Ford Taurus – krótka historia

0 Comments

Był OK. No prawie. Pojechaliśmy do diagnosty. Obejrzał podwozie pod katem puknięć. Nie był puknięty. Do skrzyni dolał z litr oleju…A pompa wody wydawała z siebie jakiś przeraźliwy chrobot…Trzecia generacja - station wagon

Ale wzięliśmy go, za 9100zł po targowaniu. Koleś chciał 10500 ale na stacji diagnostycznej uświadomiliśmy mu z Gawłem ze trzeba włożyć w auto trochę pieniędzy. Mechanik ze stacji puścił ściemę (a może faktycznie myślał że tak to się robi) że żeby wymienić pompę wody trzeba wyciągać silnik z auta i całość operacji kosztuje 1000zł. O tyle więc chcieliśmy żeby sprzedający spuścił – i spuścił. Potem zaczęły się problemy, niewielkie ale zawsze. Był to mój pierwszy amerykaniec więc się uczyłem. Zazwyczaj zostawiałem u mechaników 2-3 razy więcej pieniędzy niż powinienem, o samodzielnym załatwianiu części nie było mowy (wtedy nie wiedziałem nawet co to jest ta pompa wody). Ale Taurus jeździł a komfort i przyjemność z tą jazdą związane spowodowały że razem z żoną się w nim zakochaliśmy. Mimo że Taurus nie ma typowo amerykańskiej sylwetki to jest w Polsce nierozpoznawalny przez zwykłego ciecia i ma słuszne rozmiary oraz słuszny silnik. Często, także dzisiaj, zrywałem nim asfalt podczas startowania na światłach jak widziałem obok czarne BMW z dresami 🙂 Jaka była frajda… I tak od świateł do świateł.
W międzyczasie zagotowałem w nim wodę co skutkowało wymianą chłodnicy na nową. Potem wyjechałem na Isle of Man do pracy. Mama odziedziczyła po mnie Taurusa. Znienawidziła go szybko. Gasł jej podczas jazdy i nie zapalał. Problemem w aucie była instalacja gazowa. Jak kupowaliśmy auto szukaliśmy takiego z gazem żeby koszty eksploatacji były niższe. Dzisiaj już bym auta z gazem nie kupił, a mój Taurus instalacji gazowej pozbył się jakiś rok temu.
Samochód z racji ogromnej awaryjności trafił zatem do mechanika w Poznaniu i tam, otrzymując co miesiąc zastrzyki z gotówki był przywracany do świetności. W czerwcu 2006 roku wziąłem go do UK. Jakiegoż mieliśmy stracha jadąc 2 tyś. km autem które stało 5 miesięcy. Ale dojechaliśmy. W UK otrzymywał nadal zastrzyki z gotówki ale cały czas chodziło mi po głowie; sprzedaj go i kup sobie Challengera ?.
Ale nie sprzedałem (Challengera też nie kupiłem), tylko pojechaliśmy nim na wakacje do Norwegii. Mercury Sable-czwórka

 Auto zrobiło pode mną już ponad 20 tyś mil. Jego stan techniczny oceniam na coraz lepszy. W UK czasem wymieniałem w nim coś tylko po to żeby było nowe, nawet jak działało. Dostał nowe lampy na przód, sprężyny przód i tył, tarcze, bębny, amorki (tylko tył), poduszki amortyzatorów (przód i tył), końcówki drążków, łączniki stabilizatorów, przeguby, konserwację podwozia, regenerację alternatora, łożysko przedniego koła, silnik krokowy, oponki, świece, paski, filtry, oleje i mnóstwo innego staffu. A w miedzyczasie wymontowaliśmy z niego butlę z gazem z kolegą i wyrzuciliśmy w krzaki (teraz mi wstyd, ale byłem wtedy tak szczęśliwy że w końcu mam te 510 litrów pojemności bagażnika). Wylewaliście kiedyś gaz z butli? Jest co opowiadać ?
Autem wróciłem do Polski w grudniu 2007 roku. Latem planuję jechać nim znowu do Norwegii i Szwecji na zlot amerykańców. Co ciekawe Taurus jest tak popularnym amerykańcem, a przez to ignorowanym przez wielbicieli US carów, że na zlotach bywa w ilości kilku co najwyżej egzemplarzy. W międzyczasie moja mama wzbogaciła się o Mercurego Sable’a z tego samego rocznika co mój Taurus – 1995 z tym że w wersji LS z silnikiem 3.8. Auto bardzo unikatowe juz w tej chwili (biorąc pod uwagę fakt ze w Stanach modele 3 generacji lądują już na złomowiskach) z racji wersji wyposażeniowej i rzadziej występującego silnika. Porównując Taurusa i Sable’a stwierdzam że wolę Taurusa. Jest bardziej miękki, bardziej amerykański. Silnik 3.8 to prawdziwy kiler. Nigdy nie jeździłem autem tak zrywnym. Co ciekawe Taurus mimo słabszego silnika jest równie dynamiczny, a to dzięki bardziej „zdecydowanej” skrzyni biegów która szybciej i precyzyjniej wrzuca biegi niż AXOD-E w którą wyposażony jest Sable. W międzyczasie okazało się także że mój Byk jest powypadkowy, czego panowie na stacji diagnostycznej, kiedy kupowaliśmy auto, nie stwierdzili. Tak jednak wynika z historii pojazdu w bazie danych CARFAX – napisano: „Front Impact with another vehicle”. Szkoda…
Posiadanie Taurusa w Polsce nie jest specjalnym wyzwaniem choć trzeba przebyć długą i trudną drogę żeby serwisować go po kosztach wg cennika dla typowych aut europejskich, jeśli nie ma się wcześniejszego doświadczenia z amerykańcami oczywiście. Części sprowadzam głównie z USA, czasem jak coś potrzebuję „na wczoraj” szukam wtedy u lokalnych hurtowników, których w Polsce jest niemało. Z mechaniką jest dość prosto. Polecam unikanie serwisów z szyldem „American-Cars”. Wystarczy dobry mechanik z głową na karku. Amerykańskie auta to naprawdę proste konstrukcje.
A teraz dlaczego kocham swoje auto? Mam do niego sentyment. Czasem zastanawiam się jakbym się zachowywał przy takim Camaro powiedzmy… Chyba bym w nim mieszkał…Ford Taurus 5-ej generacji

Taurus jest naprawdę bardzo fajną, udaną furą. Mimo swojej mid-size klasy posiada kilka cech dla których uwielbiam amerykańskie dupowozy. Kanapa z przodu, wajcha przy kierownicy, duży silnik. Buja się jak głupi i pięknie warczy jak się nim przyśpiesza. Sable mojej mamy brzmi sporo gorzej, wogle dziwnie brzmi, jak żniwiarka jakaś. Poza tym jest dość trudny w prowadzeniu. Strasznie się wyrywa do przodu. Taurus jest bardziej smooth, elastyczny. Silnik 3.0 Taurusa, porównując z silnikiem 3.8, wydaje z siebie charakterystyczny dla V-ek bulgot (no na pewno nie taki jak V8). Największą zaletą tego samochodu jest jego cena i stosunek tej ceny do tego co oferuje. Mamy naprawdę wypaśny samochód jak na europejskie warunki za śmieszne pieniądze. A tak naprawdę Taurus jest odpowiednikiem np. naszego polskiego Poloneza. Co jeszcze? Niepowtarzalność, osiągi, mała awaryjność (awaryjność moim zdaniem bierze się z wieku auta i zaniedbań). Jest to naprawdę dobry amerykański tapczan.
Czasem słyszę że bez sensu władowałem kupę pieniędzy w bezwartościowe auto. Nie zgodzę się z tym. Fakt jest taki że mój Taurus odwdzięcza mi się bezawaryjnością, mogę do niego w każdej chwili wsiąść i jechać gdziekolwiek. Do serwisu trafia raz na kilka miesięcy i to raczej z powodu mojego widzimisię niż żeby naprawdę potrzebował. Poza tym mam wrażenie że ten samochód mnie lubi. Mojem mamy nie lubił. Jest idealnym autem do codziennego użytkowania. Moje plany na zakup kolejnych amerykańskich aut są i je realizuję. Marzę cały czas o Camaro 2 generacji z lat 79-81, choć ostatnio chodzi mi także po głowie myśl o Victorii. Jak tylko finanse pozwolą będę po prostu kupował kolejne amerykańskie fury, ale Taurusa nie sprzedam. Miło będzie mieć na starość garaż pełen amerykańskich klasyków i tego pierwszego Taurusa wśród nich. Nie zapominam także o drugim amerykańcu w rodzinie – Mercurym Sable mojej mamy. Ostatnio zresztą chciałem go od niej kupić ale się nie zgodziła. Bardzo lubi ten samochód i on lubi ją.

Post. Scriptum
Od napisania tego artykułu minął rok dlatego należy się mały update. Mój byk już sprzedany. Niestety nie mogłem go użytkować na Isle of Man gdzie wróciliśmy z żoną na jesień 2008. Auto trafiło z powrotem do PL gdzie stało pół roku co bardzo negatywnie wpłynęło na jego kondycję blacharską. Jedyną opcją była sprzedaż gdyż dalsze kwitnienie w ogródku doprowadziłoby mojego Taurusa do całkowitego rozkładu. Latem 2009 jeszcze nim pojeździliśmy. Byliśmy na Mazurach i nad Morzem. Zrobiliśmy kolejne parę tyś. mil prawie bezawaryjnie (pękł skorodowany przewód hamulcowy). Taurus trafił do bliskich znajomych z Gorzowa Wlkp. I tam jeździ dalej.Taurus SHO 2010

A co do samego Taurusa? W 2010r. Ford wprowadza 6 generację tego auta do sprzedaży, oraz wskrzesza wersję SHO która będzie napędzana 3.5L V6 (365hp)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *